BKS Bochnia - Lotnik Kryspinów 1:3 (1:0)
Handzlik 1 - Keshi 47, 81 (z karnego), Borowski 57
Sędziował: Szymon Krawczyk (Oświęcim).
Żółte kartki : Komenda, Kasprzyk - Kokoszka, Osmola, Bajorek
Lotnik: Miś - Szatan (80 Cebula), Będkowski, Osmola, Kokoszka - Domański, Jurek (4 Satora), Bajorek, Kosowicz (46 Kwater), Pamuła (46 Borowski) - Keshi.
BKS Bochnia: Piątek - Komenda, Serafin (6 Siwek (72 Leśniak)), Rachwalski, Kasprzyk - Buczek, Kaczmarczyk, Motak (60 Bajda), Rynduch - Handzlik (83 Strach), Mikulski.
Żródło: www.lotnik.futbolowo.pl
Początek meczu dla Bocheńskiego, bowiem już w pierwszej minucie gospodarze objęli prowadzenie po strzale głową Handzlika, który wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Serafina z rzutu wolnego. Nie minęło pięć minut, a "lotnicy" po raz kolejny wpadli w tarapaty. W starciu z niedawnym asystentem Serafinem kontuzji doznał Jurek i z podejrzeniem naciągnięcia więzadeł musiał opuścić boisko. Zbieg nieszczęśliwych wydarzeń chyba podłamał Lotników, gdyż całkowicie oddali inicjatywę rywalom. Piłkarze Bocheńskiego dzięki agresywnemu pressingowi na całym boisku bez problemu rozbijali chaotyczne ataki kryspinowian, po czym wyprowadzali szybkie kontry. W 10 minucie przed szansą stanął Mikulski, na nasze szczęście nie trafił w bramkę. W 22 minucie Motak zdołał wyłuskać piłkę w polu karnym, po czym uderzeniem z ostrego kąta sprawdził dyspozycję Misia. Chwilę potem ponownie Mikulski postraszył naszego bramkarza, i także tym razem nieskutecznie. W końcówce pierwszej połowy po błędach naszego zespołu zawodnicy z Bochni mieli kolejne szanse na podwyższenie prowadzenia. Najpierw Rynduch, a niedługo potem Handzlik oddali niecelne strzały na bramkę Lotnika. Jeśli chodzi o nasz zespół, to w pierwszych 45 minutach nie zagroził poważnie bramce gospodarzy strzeżonej przez Piątka. W statystykach zapisane zostały jedynie uderzenia Satory i Keshiego, oba ponad bramką.
W przerwie trener Miś dokonał dwóch zmian, które okazały się strzałem w "dziesiątkę". Na boisko weszli Kwater oraz Borowski, którzy rozruszali niemrawe ataki swego zespołu. Popularny "Kanu" uspokoił grę w środku pola, z kolei Borowski raz po raz zagrażał rywalom na skrzydle. I to właśnie "Borówa" znakomitym niesygnalizowanym podaniem w 47 minucie uruchomił Keshiego, który pognał z piłką na bramkę Piątka, po czym plasowanym strzałem doprowadził do wyrównania. Na odpowiedź Bocheńskiego nie trzeba było długo czekać, dwie minuty później najgroźniejszy w szeregach rywali Handzlik strzelił z głowy minimalnie nad poprzeczką naszej bramki. Od tego momentu zespół Lotnika zaczął przejmować inicjatywę w meczu. Agresywna gra gospodarzy przed przerwą kosztowała ich dużo sił, których prawdopodobnie zaczęło brakować po przerwie. Na boisku zrobiło się znacznie luźniej, co pozwoliło naszym graczom na wyprowadzanie groźnych kontrataków. I to właśnie one zadecydowały o zwycięstwie Lotnika. W 57 minucie na rajd skrzydłem zdecydował się Szatan, jego dośrodkowanie trafiło na głowę Keshiego, który zgrał piłkę do niekrytego Borowskiego. Ten będąc samotny na wprost bramki skutecznie wykończył kontratak. W 65 minucie kolejną asystę mógł zanotować aktywnie grający Keshi, przechwytując piłkę spod nóg Piątka. Nigeryjczyk bez namysłu dograł ją do nabiegającego w pole karne Bajorka, niestety ten drugi fatalnie przestrzelił. Ostateczny cios Lotnicy zadali w 81 minucie, a w roli głównej wystąpił nie kto inny jak Keshi. Po otrzymaniu podania od Domańskiego wbiegł z piłką w pole karne, gdzie został podcięty przez Kasprzyka. Sam poszkodowany wymierzył sprawiedliwość wyprowadzając Lotnika na dwubramkowe prowadzenie. Na doprowadzenie choćby do remisu drużynie z Bochni brakło zarówno czasu jak i prawdopodobnie sił. Jeszcze w doliczonym czasie gry na ostatni strzał zdobył się Rynduch, lecz piłkę bez problemu złapał Miś. Po chwili zabrzmiał ostatni gwizdek arbitra, który oznaczał pierwsze historyczne zwycięstwo Lotnika w IV lidze.